Debiut polskiego klubu w Lidze Mistrzów

Debiut polskiej drużyny w Lidze Mistrzów
Legia Warszawa jako pierwsza drużyna z Polski dotarła do fazy grupowej Ligi Mistrzów. W starciu z mistrzem Norwegii nikt nie wiedział, czego się spodziewać. Ale piłkarze z Warszawy pokazali, że nie zamierzają być tłem.
Za zwycięstwo Legia otrzymała 900 tysięcy franków szwajcarskich – suma wtedy zawrotna. Połowa tej kwoty trafiła prosto do kieszeni piłkarzy. Bonus godny europejskich salonów.
Nie wszyscy zagrali
Cezary Kucharski miał inny problem – formalny. Był wypożyczony z FC Aarau, ale jego miesięczne wypożyczenie kończyło się… właśnie przed meczem z Rosenborgiem. Legia dopięła szczegóły z właścicielami karty zawodnika w dniu meczu. Kucharski znalazł się w kadrze, ale trener nie chciał w ostatniej chwili mieszać w składzie. Ostatecznie napastnik pojawił się dopiero po przerwie.
Grupa śmierci? Niekoniecznie
Legia nie zatrzymała się na jednym meczu. W fazie grupowej zmierzyła się m.in. ze Spartakiem Moskwa i Blackburn Rovers. Zajęła drugie miejsce w grupie, co dało jej awans do ćwierćfinału. Tam czekał Panathinaikos Ateny – drużyna z Krzysztofem Warzychą w ataku. Grecy okazali się lepsi, ale nikt w Warszawie nie miał wątpliwości: Legia zagrała sezon życia.
Dziś brzmi to jak odległa historia z kroniki cudów, ale 13 września 1995 roku był dniem, gdy polska piłka na chwilę wskoczyła do pierwszej klasy europejskiego futbolu i… nie wyglądała w niej źle.
No i jeszcze ten banan. Nie zapominajmy o bananie.
![]() |
Legia Warszawa przed meczem z Rosenborgiem w debiucie w Lidze Mistrzów w 1995 roku |
Zdjęcia: Włodzimierz Sierakowski / legia.com