Księga Henrykowska: średniowieczny dokument, który mówi więcej, niż myślisz

Mnich piszący Księgę Henrykowską na tle klasztoru w Henrykowie

Kiedy słyszysz „Księga Henrykowska”, możesz mieć skojarzenia z czymś zakurzonym, pełnym łaciny i oderwanym od rzeczywistości. Ale nic bardziej mylnego. Ta niepozorna kronika sprzed ponad 750 lat to nie tylko skarb dla językoznawców i historyków – to żywa opowieść o ludziach, miejscu i czasie, który ukształtował część naszej kultury. I wcale nie trzeba być mediewistą, żeby się nią zainteresować.

 

Wszystko zaczęło się od… Mikołaja

Historia Księgi Henrykowskiej to historia pewnej decyzji i jednej małej osady. Na początku XIII wieku kanonik Mikołaj, notariusz Henryka Brodatego, kupił ziemię i nazwał ją Henrykowem – na cześć swojego księcia. Taki wtedy był trend: lojalność wobec władcy wyrażano nie tylko mieczem, ale też nazwami miejsc.

W 1227 roku Mikołaj postanowił zrobić coś większego. Sprowadził do Henrykowa cystersów – zakon znany z pracowitości i skutecznego gospodarowania. Mnisi nie próżnowali. Zaczęli od drewnianego kościółka, ale szybko rozwinęli miejsce w prężne centrum duchowe, ekonomiczne i kulturowe Dolnego Śląska. A wtedy Dolny Śląsk naprawdę potrzebował ludzi, którzy potrafią ogarnąć chaos.

Dokument jako tarcza

Dlaczego w ogóle ktoś zaczął spisywać Księgę Henrykowską? Bo trzeba było. Po mongolskim najeździe z 1241 roku, który zrównał z ziemią wiele miejsc, również Henryków, sytuacja prawna wielu klasztornych dóbr była niepewna. W 1269 roku opat Piotr postanowił działać – zaczął spisywać historię klasztoru, dokumentować wsie, fundacje i prawa zakonu. Księgę dokończył nieznany z imienia mnich, który pisał o sobie „najmniejszy z braci”, prawdopodobnie mając na myśli pełnioną przez siebie (niską w hierarchii) funkcję. Opisał on historię klasztoru do 1310 roku.

Wszystko po łacinie, bo to był wtedy język administracji i Kościoła. Ale nie był to suchy rejestr. To była opowieść. Z detalami, z narracją, z życiem. I to życie czuć do dziś, kiedy się ją czyta.

„Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj”

To zdanie – znane jako pierwsze zapisane po polsku – pojawiło się właśnie w Księdze Henrykowskiej. Mąż, który widzi żonę mielącą ziarno i proponuje, że ją wyręczy – scena z życia, która przeszła do historii języka. Zdanie proste, codzienne, a jednak symboliczne. Pokazuje, że język polski istniał już wtedy, funkcjonował obok łaciny i był mową zwykłych ludzi.

Co jeszcze w niej znajdziemy?

Księga to około 100 stron, na których mnisi skrupulatnie opisali fundacje, transakcje, nazwy miejscowości i zwyczaje ludzi. Dowiadujemy się na przykład, że wieś Brukalice zawdzięcza swoją nazwę rycerzowi o przezwisku „Brukała”. Pochodziło ono od… mielenia ziarna z żoną. Ciepła anegdota, ale i cenny zapis etymologii.

W sumie wspomniano tam około 120 miejscowości, których nazwy i historia pozwalają odtworzyć obraz ówczesnego Dolnego Śląska – jego struktury społecznej, podziałów majątkowych, stylu życia. Nie znajdziesz tam patosu, ale znajdziesz ludzi z krwi i kości.

Księga, która nie zniknęła

Oryginał Księgi Henrykowskiej dziś przechowywany jest w Muzeum Archidiecezji Wrocławskiej. Jeśli chcesz zobaczyć, jak wygląda, lepiej nie dotykaj – ale możesz ją obejrzeć z bliska. A jeśli masz ochotę poczuć atmosferę tamtych czasów, pojedź do Henrykowa. Klasztor nadal stoi i robi wrażenie. Jego mury widziały więcej niż niejeden podręcznik historii.

Klasztor Cystersów w Henrykowie, gdzie została spisana Księga Henrykowska, zawierająca pierwsze zdanie po polsku
Zespół Klasztorny w Henrykowie. Tu powstała Księga Henrykowska
CC BY 2.5, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=758765

Świat docenił ten dokument

W 2015 roku Księga Henrykowska trafiła na listę UNESCO „Pamięć Świata” (Memory of the World). Nie bez powodu. Eksperci uznali ją za wyjątkowy dokument, który pokazuje nie tylko historię regionu, ale też procesy kulturowe i technologiczne zachodzące w średniowiecznej Europie.

To coś więcej niż lokalna ciekawostka – to uniwersalna opowieść o migracjach, przenikaniu kultur, i o tym, jak wiedza i język potrafią przetrwać wieki.

Księga Henrykowska to nie tylko kronika klasztoru. To snapshot życia sprzed setek lat, bez filtrów i upiększeń. To historia o tym, jak ludzie tworzyli wspólnoty, jak dokumentowali rzeczy ważne – nie dla wielkich polityków, ale dla siebie nawzajem. I wreszcie – to miejsce narodzin pisanej polszczyzny. A wszystko to zaczęło się od jednego zdania i jednego mężczyzny, który chciał dać żonie chwilę odpoczynku.

Zobacz cyfrową wersję Księgi Henrykowskiej.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *