Jak mydło stało się narzędziem oszustwa, czyli skąd wzięło się 'mydlenie oczu'

Dwóch dworzan mydli oczy bogatemu mieszczaninowi w celu dokonania kradzieży

Język polski pełen jest powiedzeń, których znaczenie znamy doskonale, ale ich pochodzenie często ginie w mrokach dziejów. Tak jest i z „mydleniem oczu” – wyrażeniem oznaczającym wprowadzanie kogoś w błąd, zwodzenie czy też sprytne ukrywanie prawdy. Ale skąd właściwie wzięła się ta fraza? Odpowiedź znajdziemy w czasach króla Zygmunta Augusta, kiedy to dwóch sprytnych dworzan postanowiło wykorzystać… mydło do golenia. Cała ta historia mogłaby spokojnie posłużyć jako scenariusz komediowego filmu kostiumowego.

Oszustwo w królewskim stylu

Opowieść o mydleniu oczu dotarła do nas dzięki Świętosławowi Orzelskiemu – historykowi i politykowi obozu egzekucyjnego, który w latach 1574-1576 spisał dzieje wielkiego bezkrólewia po śmierci Zygmunta Augusta w dziele „Acta interregni post obitum nimirum Sigismundi Augusti”. To właśnie tam znajdziemy opis sprytnego (choć nieco bezczelnego) przekrętu, który dał początek temu popularnemu dziś powiedzeniu.

Dworzanie czy oszuści?

Historia ta miała miejsce w XVI-wiecznym Krakowie. Dwaj przebiegli dworzanie po śmierci króla Zygmunta Augusta postanowili szybko wzbogacić się kosztem nieświadomego mieszczanina. Przebrali się za golibrodów i zaoferowali swoje usługi pewnemu bogatemu patrycjuszowi. Niczego niepodejrzewający mieszczanin, ceniący sobie elegancki wygląd, zgodził się na golenie. W kluczowym momencie, gdy twarz klienta pokrywała się gęstą warstwą mydła, fałszywi balwierze przystąpili do akcji – zamiast sumiennie wykonać swoje rzemiosło, szybkim ruchem zerwali z jego szyi złoty łańcuch i czmychnęli, zostawiając nieszczęśnika z zapienioną twarzą i ogromnym poczuciem straty.

Kiedy nie widzisz, nie powiesz

Oszukany mieszczanin, zamiast cieszyć się gładko ogoloną brodą, udał się na Wawel, by złożyć doniesienie o kradzieży. Problem w tym, że na pytanie o rysopis złodziei nie potrafił udzielić żadnej sensownej odpowiedzi – miał przecież wtedy oczy pełne mydła! Ta absurdalna sytuacja stała się obiektem kpin i żartów, a sam incydent szybko przeszedł do legendy. I tak oto narodziło się „mydlenie oczu” – oszukiwanie kogoś w sposób, który skutecznie uniemożliwia mu dostrzeżenie prawdy.

Z anegdoty do codziennego języka

Czy historia ta wydarzyła się naprawdę? Trudno powiedzieć, choć Orzelski, który badał nadużycia na dworze Zygmunta Augusta, prawdopodobnie miał dostęp do wiarygodnych źródeł. Bez względu na autentyczność opowieści, powiedzenie „mydlenie oczu” doskonale się przyjęło i funkcjonuje w języku do dziś.

Nieco ironicznie, fraza ta często stosowana jest w odniesieniu do polityków, co każe się zastanowić, czy metody oszukiwania ludzi od XVI wieku rzeczywiście aż tak bardzo się zmieniły…


Nie każda biznesowa intryga kończy się sukcesem, a przysłowie „wyjść jak Zabłocki na mydle” jest tego doskonałym przykładem.


Co o tym myślisz? Zostaw reakcję i komentarz.

Prześlij komentarz

0 Komentarze